Po trupach do celu

Od premiery pierwszego "Dead Rising" i późniejszego sequela w świecie opanowanym przez zombie wiele się zmieniło. Telltale stworzyło "The Walking Dead" i pokazało, że nieumarli mogą być tłem dla
Od premiery pierwszego "Dead Rising" i późniejszego sequela w świecie opanowanym przez zombie wiele się zmieniło. Telltale stworzyło "The Walking Dead" i pokazało, że nieumarli mogą być tłem dla rewelacyjnej historii, której siłą napędową są dialogi i scenariusz. Pojawiło się także "The Last of Us", gdzie stężenie akcji było co prawda większe, ale najważniejsze okazały się trudne relacje bohaterów. Narracja gier wideo o zombie na przestrzeni tych paru lat wyraźnie ewoluowała. "Dead Rising" również się rozwinęło, podążając jednak w zupełnie innym kierunku niż konkurencja.



Developerzy z Capcomu postanowili nie przejmować się zbytnio najnowszymi trendami w branży i stworzyli takie "Dead Rising" jak zawsze, czyli brutalne, wypełnione akcją i czarnym humorem, nie zawracające głowy smutną historią i rozterkami głównych bohaterów. Dzięki takiemu podejściu grze bliżej do "Dead Island" niż wspomnianej na początku konkurencji. Podobnie jak u wrocławskiego Techlandu, fabuła gra tu rolę drugo-, jeżeli nie trzecioplanową, przesuwając akcent na walkę z żywymi trupami, a także z bandytami, psychopatami, wreszcie – z żołnierzami elitarnych jednostek. I choć napędzająca grę historia nie jest zbyt głęboka, to zapewniam, że dobrze uzasadnia obecność tak zróżnicowanych przeciwników.



Mięsem armatnim są oczywiście zombie. Tradycyjnie dla tego gatunku – wolne i głupie, ale w masie zadziwiająco skuteczne. O ile więc ukatrupienie kilku przeciwników nie stanowi większego problemu, o tyle przebicie się przez całe ich skupisko może być nie lada wyzwaniem. Pomagać należy sobie różnego rodzaju bronią, zarówno tradycyjną, jak i tą mniej oczywistą. Oprócz typowych dla gier akcji gadżetów w "Dead Rising 3" skorzystać można bowiem z właściwie każdego znajdującego się w zasięgu wzroku przedmiotu. Z doniczki, ławki, kawałka rury, torby podróżnej, kasy fiskalnej, gitary elektrycznej, grabi. Aby nie było zbyt nudno, przedmioty te można też łączyć: grabie w kombinacji z bateriami dadzą nam skuteczną maszynę do rażenia wrogów prądem. Zwykły młot z zamontowanymi granatami daje iście wybuchowy efekt każdemu uderzeniu. Da się nawet połączyć ze sobą dwa karabiny w jeden o większej sile rażenia. Wystarczy tylko odnaleźć odpowiedni plan i niezbędne do konstrukcji części. Kombinacji jest ponad sto, a czekających na wykorzystanie elementów – całe setki. Crafting, czyli tworzenie ekwipunku, jest więc jednym z głównych filarów, na którym trzyma się rozgrywka. Twórcy stopniowo odkrywają przed nami coraz lepsze gadżety i kombinacje, nieustanne wyżynanie zombie raczej się więc nie nudzi, bo co rusz rzezi dokonujemy jakimś zupełnie nowym i na ogół mocno abstrakcyjnym narzędziem. Każde z nich ma też swój unikalny finisher, walka jest więc niezwykle satysfakcjonująca. Wraz z rozwojem ekwipunku rozwija się też nasz bohater – na modłę gier RPG zdobywa doświadczenie, które sami przypisujemy poszczególnym umiejętnościom. Wszystkie są ważne, często trzeba więc wybierać między siłą a zdrowiem, większym ekwipunkiem a zdolnością szybszego łączenia przedmiotów, itd. Czysto zręcznościowa rozgrywka "Dead Rising 3" jest więc oparta na przemyślanym systemie.



Wspominałem, że "Dead Rising" się rozwinęło, ale jest to rozwój ilościowy, a nie jakościowy. Do znanej z poprzednich części serii rozgrywki dorzucono więcej gadżetów, więcej przeciwników, w końcu – powiększono teren. W jednym momencie na ekranie potrafi znaleźć się kilkuset wrogów – wszystko za sprawą przeniesienia akcji do miasta. W "trójce" przemierzamy bowiem ulice odciętej od świata, wzorowanej na Los Angeles metropolii. A skoro jest miasto, muszą być też samochody; niczym w "Grand Theft Auto" auta możemy podprowadzać, a następnie... łączyć je, podobnie jak wszystkie inne przedmioty. Skrzyżowany z walcem motor albo mieszanka sedana z pickupem zyskuje wyjęty rodem z "Mad Maksa" wygląd, a niekiedy dodatkowy karabin albo ukryte ostrza. Sensu w tym niewiele, za to ile zabawy!



Choć "Dead Rising 3" jest grą startową na Xboksa One, trudno mówić o przełomie graficznym; trzeba jednak przyznać, że prezentuje się nieco lepiej niż co ładniejsze tytuły na PlayStation 3 czy Xboksa 360. I jeśli można zaliczyć ją do technicznej czołówki gier wideo, to właśnie dzięki liczbie przeciwników na ekranie. Widok setek zombie imponuje, podobnie jak brak ekranów ładowania w trakcie przechodzenia z ulic miasta do budynków. Sporo z nich stoi otworem; bez żadnego przestoju w rozgrywce można je zwiedzać w poszukiwaniu nowego sprzętu. Każdy z nich jest też inny, inaczej umeblowany i pełen szczegółów. Na poprzedniej generacji czegoś takiego nie doświadczyliśmy i raczej już nie doświadczymy.



"Dead Rising 3" to jedna z wielu gier dostępnych w dniu premiery konsoli Microsoftu, ale właściwie jako jedyna oferuje nową jakość rozgrywki i jest prawdziwie next-genowa. Gra nie jest oczywiście idealna – znajduje się w niej troszkę błędów technicznych, nie każdemu może też odpowiadać specyficzne poczucie humoru czy przerysowane postacie. Cokolwiek jednak o nich mówić, dobrze wpisują się w ten zwariowany, opanowany przez zombie świat.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones